Z roku na rok, w moim kalendarzu, przybywa dni, które stają się uciążliwe i bezsensowne. -.-
Kiedyś 1 kwietnia kojarzył mi się z świetną zabawą, można było wykręcać niezłe numery bez konsekwencji, że stanie się coś złego. :))
Tak, to było wtedy kiedy było się dzieckiem, beztrosko hasało się po dworzu, najlepszym numerem było podmienienie mamie cukru z solą i przesunięcie wskazówki zegarka do przodu. :PP
Ahh.. ta beztroska, dzieciństwo to wspaniały okres w życiu każdego człowieka, przyznajcie. ;))
Wiadomo z roku na rok pomysły były coraz bardziej kreatywne, a przygotowanie ich trwało nieco dłużej. Wkręcało się kumpli ze szkoły, nauczycieli i wychodziły z tego niezłe jaja. :D
a to, że kosmici Cię porwali 2 dni temu i zamienili Ci mózg z psem
[taa.. i zmądrzało się trochę c'nie? xD]
a to, że Twój tata to sławny aktor, tylko nie możesz powiedzieć, który bo zlecą się paparazzi. xDDD
[ahh.. ta bujna wyobraźnia.. te marzenia. xP]
a to wkręcanie kumpelki, że ma kupę na spodniach. :O
[omg! co to jest to brązowe na Twojej pupie?! :O xDDD]
albo powiedzieć kumplowi, że ta Anka, co mu się podoba to strasznie na niego leci i wkręcenie, że zaplanowała randkę po szkole. :D
[wiem chamskie, ale wywołuje sporo śmiechu, u kumpla też :P - wykonywać tylko w przypadku, gdy dziewczyna TOTALNIE nie nadaje się materiał na przyszłą żonę kumpla. xDDD]
Niestety każdy dorasta, zmienia się otoczenie, podejście do życia, codzienne sprawy wyglądają inaczej niż te sprzed kilku lat. Człowiek pracuje, uczy się, na głowie ma sporo obowiązków, nieco przykrości i dużo nerwów.
No i wtedy w kalendarzu pojawia się dzień taki jak wczoraj. ;]
I każdy sobie myśli 'osz w mordę, ale mam zajebisty pomysł na dowcip, zaraz kogoś wkręcę i będzie śmiesznie'.
Hmmm... no i może, by tak było gdyby człowiek 1000000000000 razy się zastanowił komu chce ten dowcip zrobić, no i przede wszystkim JAKI jest to dowcip.
No mi się nie udało, nie przemyślałam chyba zbytnio tego, co chciałam zrobić.
Wyszło jak wyszło i zamiast się śmiać to miałam raczej kwaśną minę.
Pociesza mnie fakt, że nie ja jedna nie trafiłam z dżołkiem, choć to chyba marne pocieszenie, bo te 'wspaniałe żarty' wywołały złość, żal i wiele innych nieprzyjemnych odczuć u wkręcanych osób. A to chyba nie o to chodzi prawda? ;]
No to po co nam prima aprilis?
Po to żeby:
- ludzie częściej się uśmiechali, bo ponoć ponury z nas naród - w rezultacie jest zupełnie inaczej, wiele osób zamiast się śmiać po prostu się wścieka. -.-
- żeby dowcipnisie raz na rok mogli dać popis swoich umiejętności - cóż, niektórzy dowcipkują, a inni powinni się z tego śmiać, no właśnie.. powinni.
- żeby zapchać kalendarz kolejnym z dni, w których szara rzeczywistość nie będzie wydawać się nam taka szara - to popieram, choć niestety szkoda, że potrzebne są nam do tego święta. Szkoda, że nie umiemy się śmiać z niczego na co dzień. ;))
- no i może po to, żeby czasem człowiek się czegoś nauczył - być może taki jeden nieudany żart dużo zmieni w psychice człowieka, może będzie to nauczka na następny raz, by pomyśleć 3 razy zanim zrobi się coś, czego później będzie się żałowało.
Bo to co Ciebie śmieszy, niekoniecznie musi być śmieszne dla innych.
Słowo na zakończenie - poczucie humoru to też pojęcie względne..
1 komentarz:
kurna nie chciało mi się czytać do końca ale powiem Ci tak... bo trzeba mieć poczucie humoru, a jak ktoś ma kija od szczoty w dupie to nic nie poradisz :)
Prześlij komentarz