wtorek, 13 stycznia 2009

ale to tak z wiekiem?

no i się rozpoczął nowy parszywy rok, hmmm.. już trochę minęło, ale zbyt dużo się dzieje dookoła, żeby ginąć w wirtualnym świecie i z nosem przyklejonym do monitora ogarniać wszystko na internetowych witrynach.
prawda jest taka, że albo jestem nienormalna [a obstawiam, że to bardzo prawdopodobne w moim przypadku ;) ] albo mając zaledwie albo może aż 18 lat zdziadziałam już do reszty.
nie wiem co na to wpłynęło, ale czuję, że różnię się od tej osoby, którą byłam jeszcze jakieś pół roku temu.
ej, a może ja po prostu dorośleje? wyłania się ze mnie w końcu jakaś odpowiedzialna i samostanowiąca o sobie jednostka? trochę w to powątpiewam, bo chyba jeszcze nie czas na to, ale jak to bywa u ludzi, mogę się mylić.
wnioski będę wyciągać później, bo jak wiemy - należy uczyć się na błędach.
ale do meritum - wydaje mi się, że stałam się jakaś obojętna na otaczający mnie świat, ale co najśmieszniejsze nie całkowicie, nie na cały, tylko na ten najbliższy.
nie wiem może to jakiś rodzaj mechanizmu obronnego, dziwne to trochę, no ale jak może zareagować człowiek przy zdrowych zmysłach jak okazuje się, że po raz kolejny życie daje takiego kopa, że już po prostu nie ma się siły na wylewanie kolejnych łez.
nie wiem jak to jest, że jak mi się WYDAWAŁO, najbliżsi mi ludzie nagle zaczynają mieć mnie w dupie.
tak, dobrzy czytacie - W DUPIE. ;)
nie zrozumiem tego chyba nigdy i chyba już nawet nie będę się starać, dopadła mnie chyba znieczulica.
no bo jaki w tym sens? płakać, rozpaczać, ubolewać, skoro to i tak nic nie daje. ;)
chyba się już uodporniłam, to w pewnym sensie jakiś rodzaj uczuciowej narkomanii, nie sądzicie?
im częściej dostajemy większe dawki bólu, stajemy się na nie coraz bardziej odporni.
a co najgorsze, ja chyba jestem na nie nie tylko skazana, ale jestem od nich również uzależniona.
tak tak, nie patrzcie na mnie jak na idiotkę, tak jest w rzeczywistości.
wy też czasem nie potrzebujecie takiego ostrego bólu, tak dotkliwego, który wam pokaże ile jeszcze macie w sobie siły i na ile was tak naprawdę stać?
nie? no cóż może ja jestem jakaś inna, nic nowego. ;) w każdym bądź razie jestem narkomanem uzależnionym od cierpienia, dziwne określenie, ale chyba trafne w tym przypadku. ;]
coraz mniej moich rozpaczań, więcej zdrowego rozsądku i trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość. to tak z wiekiem? to chyba nie wymaga odpowiedzi.
niestety już dosyć dawno zorientowałam się, że życie nie jest bajką i jego przebieg pozostawia nam wiele do życzenia, czar prysnął, smutne. ;)
i w sumie nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać.. bo teraz widząc biedne gołębie marznące na ulicy, które omijam starannie, tak by ich nie spłoszyć, ogarnia mnie jakieś dziwne poczucie beznadziejności. to całe zło, teraz dopiero widzę jak życie jest okrutne wobec tych zapominanych.
widzę głodujące dzieci w Afryce, biedne rodziny nie mające za co przeżyć, dzieci zostawiane na śmietnikach przez niedojrzałe matki, widzę te wszystkie nieszczęścia, cały ból matki Ziemi.
niby to wszystko jest tak daleko, a jak jest mi bliski ten cały smutek, to takie niepojęte.
tak wiem, powiecie, że niestety nie uda mi się uratować całego świata, ktoś z przekąsem powie 'znalazła się kolejna, co chce go ratować' może i macie rację, pewnie niewiele mogę zrobić.
smutne, ale prawdziwe, no cóż, ale chyba jest jednak coś, co mogę z siebie wykrzesać, wprowadzić jakieś zmiany, na lepsze. ;)
zacznę od siebie, od głodujących gołębi przed moim blokiem, zmarzniętego malucha, który być może zgubił mamę, albo zmachanej staruszki, która nie ma siły dojść do domu z zakupami.
tak, może to niewiele, to nie dzieci głodujące w Afryce ani żadna z rodzin potrzebująca finansowego wsparcia.
jestem tylko człowiekiem, widać na więcej mnie nie stać, niż tylko na ciepłe słowo, miły gest i współczucie.
cóż jestem tylko człowiekiem.

słowo na koniec - rozejrzycie się, spójrzcie dalej niż na czubek własnego nosa.