środa, 11 lutego 2009

pure love. <3

tak, przyznaję się jestem uzależniona od muzyki.
tak, słucham jej ciągle, idąc do szkoły, w domu, przed snem, jadąc w daleką podróż.
tak, towarzyszy mi w najważniejszych momentach mojego życia.
tak, bez niej jest mi źle, smutno i nijako.
tak, słucham tak wielu gatunków, że trudno mi powiedzieć, który jest moim ulubionym.

czy to wszystko przekonuje was do tego, by stwierdzić, że jestem muzycznym maniakiem? :>

bo mnie szczerze mówiąc - nie. ;)
trudno jest opisać słowami miłość, tym bardziej taką miłość.
muzyka jest dla mnie czymś, co pozwala mi oddychać, co pozwala mi wstawać codziennie rano i patrzeć na świat z innej perspektywy niż dnia poprzedniego.
to ona potrafi idealnie odzwierciedlać i zmieniać mój nastrój, potrafi wyciszyć, pobudzić, rozzłościć, zasmucić, rozweselić.
nie znam innej takiej rzeczy, która by to potrafiła.
muzyka jest dla mnie czymś wyjątkowym, od najmłodszych lat.
nieważne czego i w jakiej ilości słuchałam kiedyś, ważne, że słodkie dźwięki rozbrzmiewały już wtedy kiedy byłam małym słodkim szkrabem. ;p
teraz dojrzałam muzycznie, słucham tego, co lubię, tego, co uważam za warte słuchania no i poszerzam swoje horyzonty muzyczne, by nie zamykać się na inne ciekawe gatunki.
poznawanie muzyki daje mi wiele satysfakcji, oczywiście nie zawsze do wszystkiego się przekonuję, ale przecież warto spróbować, jak to się mówi - kto nie ryzykuje, ten nie żyje. ;p
przechodząc do konkretów, bo nie pisałabym sobie bez celu ;p
jestem zafascynowana jedną grupą - The Prodigy! <3
i to zafascynowanie trwa od pierwszego momentu, gdy ich zobaczyłam.
miałam chyba 6 lat, a w telewizji leciał teledysk do utworu "firestarter" i od tamtego momentu jestem w nich zakochana.
jako mały dzieciak przerażał mnie Keith, który wyglądał jak diabeł i tak 'cudownie' śpiewał ;] ale ponieważ od najmłodszych lat interesowałam się tym, co niewyjaśnione, złe, tajemnicze etc. po prostu nie mogłam przejść koło nich obok. ;)
i tak ta miłość trwa po dziś dzień, po drodze było sporo albumów i ulubionych utworów i kolejne odkrywanie ich wielkich możliwości i absolutnego geniuszu Liama. ;)
w tym roku, dokładnie 23 lutego, pojawić się ma ich nowy album - Invaders must die, ja już go mam. [i nie pytajcie jak go zdobyłam xDDDD]




w każdym bądź razie jest cudowny, niesamowity, porywający i doszczętnie mnie zniszczył, po raz kolejny mnie zmiażdżyli.
po prostu zakochałam się na nowo. <3
są niesamowici, a ta nowa płyta, no po prostu brak słów.
żeby się przekonać należy posłuchać, a więc już zachęcam do przesłuchania Omena, Warrior's dance czy Invaders Must Die.


The Prodigy - Omen.



The Prodigy - Warrior's dance (live}



The Prodigy - Invaders must die.



smacznego. ;]


dla mnie ten album oczywiście jest zupełnie inny niż np. mój ulubiony Experience, ale wg mnie jest tak samo niesamowity.
tak więc to kolejna pozycja w mojej muzycznej bibliotece godna polecenia.
już pozostawiła znak na mojej muzycznej psychice.
gorąco polecam. ;]


słowo na zakończenie - chyba nawet mojej dzieci będą słuchały The Prodigy. :D
because it's absofuckinglutely amazing! <3


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

ja jak bylam mala i w telewizji lecialo prodigy to sie balam, firestarter byl straszny! jak z horroru

Anonimowy pisze...

Nie jesteś sama z ta miłością :] :D

A ja w wieku 6 lat z Prodigy miałam tylko tyle wspólnego, że miałam w chu.. karteczek do segregatora z Nimi xD i jedną podkoszulkę do spania o czym się niedawno dowiedziałam.. xD Chyba do dziś mi ta miłość do koszulek pozostała xDD Elo xD